Fundacja Romana Staniszewskiego - Walka z Rakiem. 222 likes · 1 talking about this. Fundacja Romana Staniszewskiego - Walka z Rakiem wspiera osoby chorujące na złośliwego raka płuc Home Książki Biografia, autobiografia, pamiętnik Tańcząć nad przepaścią. Moja walka z rakiem. Czy to jest rak? - zapytałem lekarza drżącym głosem. Tak - doktor spojrzał mi prosto w oczy. Ileż takich rozmów, jak ta, rozpoczynająca książkę, ma miejsce codziennie w naszym kraju i na świecie. Dla chorego kojarzy się ona z wyrokiem śmierci. I choć rak należy do najtrudniejszych problemów, z jakim boryka się współczesna medycyna, to przecież pomóc można wiele, a niekiedy doprowadzić do wyleczenia. Dużo zależy od rodzaju i stopnia zaawansowania nowotworu, umiejętności lekarskich, ale i postawy chorego - która oscylować może między rozpaczą a wiarą w powodzenie. O wieloletnich zmaganiach z rakiem, zakończonych pełnym wyzdrowieniem, opowiada nam przejmująco Bolesław Lutosławski. Przesłanie książki jest optymistyczne. Niesie ona nadzieję chorym, dotkniętym tą częstą i groźną chorobą. Autor nie ukrywa, że te dwanaście lat "tańca nad przepaścią", to nie tylko terapia farmakologiczna i szpitalne mury. To walka z sobą samym: z lękiem, cierpieniem swoim i bliskich, walka z pytaniem: dlaczego, i jak z tym żyć; i co najważniejsze, walka o życie, które szczęśliwie udało Mu się wygrać. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 9,0 / 10 2 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści Kartka z pamiętnika 14.10.2005r. Już sporo czasu upłynęło od zakończenia mojego leczenia, ale moja walka z rakiem nadal trwa. Niestety po leczeniu nie usłyszałam upragnionych słów ” komórek rakowych nie stwierdzono”, najgorsze, że tych słów od lekarzy nie usłyszę już chyba nigdy.

Codzienność z rakiem Codzienność z rakiem „Każdy dzień przeżyj tak jakby był twoim ostatnim.” Właśnie niedawno dotarło do mnie, że w mojej sytuacji jest to powiedzenie niezwykle realne. Czasem w natłoku dnia codziennego zapominam o tym, ale nie na długo. Cóż życie jest za krótkie. Myślę, że trzeba po prostu zapiąć pasy i dać się cieszyć tą jazdą […] Pokochać siebie- rok po diagnozie rak Właśnie dzisiaj myśląc o różnych rzeczach uświadomiłam sobie, że większość z nas żyje jakby na próbę. Robimy to czego się od nas chcemy coś zmienić, a tak naprawdę odkładamy to na później. Na bliżej nieokreśloną przyszłość. Chyba lepiej jest jednak funkcjonować bardziej świadomie. W zgodzie z innymi i samym sobą również. Myślę, że ze […]

Podkreślam, że moja walka z rakiem różniła się znacząco od obserwowanych chorych którzy niby podejmowali się różnych metod, ale nie jednocześnie jak ja, tylko w pewnych odstępach czasowych i nie wiem, czy ktoś zdołał z tych wszystkich metod za życia skorzystać, bo niestety już dawno nie żyją. Historia Kochani z całego serca dziękuję za wsparcie, jakie dostałam od Was w roku 2021 i za każdy 1 %, który pomógł mi walczyć z chorobą. Dzięki Wam mogłam odbywać regularną rehabilitację, która znacznie poprawiła mój stan fizyczny i psychiczny. Obecnie jest stabilnie, a leki skutecznie blokują rozwój choroby. Przerzuty w kości śpią, a te w wątrobie uległy zmniejszeniu. Podobnie zmiany na opłucnej i w węzłach nadobojczykowych. Powiększone pozostały tylko węzły śródpiersia. Leczenie działa bardzo dobrze i pragnęłabym, aby było tak jak najdłużej. Mam świadomość, że jestem pacjentką paliatywną i, że nigdy już nie będę zdrowa. Marzę jednak o długim życiu i bardzo bym chciała, aby choroba zatrzymała się na lata. Wierzę, że to możliwe. Na co dzień prowadzę stronę na Facebooku: Karolina Moja Walka z Rakiem piersi, gdzie opisuje życie z chorobą, wspieram inne kobiety na początku ich drogi z rakiem i uświadamiam, zachęcając do badań. Kocham podróże, mam kochającego męża oraz grono wspaniałych ludzi, za co jestem ogromnie wdzięczna. W tym roku, tak jak w poprzednio potrzebuję Waszego wsparcia, ponieważ koszty związane z kompleksowym leczeniem są ogromne. Chciałabym kontynuować rehabilitację i odbywać konieczne wizyty u specjalistów, badania i nadal przyjmować leki, których działanie znacznie poprawia jakość mojego życia, ale niestety nie są refundowane przez NFZ. Dlatego też z całego serca proszę o wsparcie i 1%, który pomoże mi w walce. Za każdy grosz wpłacony na moje subkonto dziękuję z całego serca już teraz. Życie Kocham nad Życie. *** Mam na imię Karolina, w 2018 roku zachorowałam na raka piersi z przerzutem do węzła chłonnego. Miałam radioterapię i hormonoterapię. Miałam plany, chciałam zostać mamą. Niestety rak kolejny raz pokrzyżował mi plany i po trzech latach wrócił dając przerzuty do wątroby, opłucnej, węzłów nadobojczykowych oraz kości. Myślałam, że tego nie udźwignę, załamałam się psychicznie a moje myśli zabijały mnie każdego dnia. Musiałam wiele przepracować w swojej głowie. Na co dzień prowadzę stronę na Facebooku: Karolina moja walka z rakiem piersi. Na stronie opowiadam o swoim leczeniu oraz wspieram inne kobiety, które są na początku swojej drogi. Obecnie czekam na leczenie, które rozpocznę w kwietniu. Czasem czuję się dobrze, a innym razem ból jest tak silny, że cały dzień leżę. Chcę walczyć i leczyć się, wesprzeć organizm, zadbać o duszę i umysł oraz system odpornościowy. Do tego potrzebuję środków. Z całego serca dziękuję za każdą wpłatę, dzięki której wygram z tym cholerstwem… Bo cuda się zdarzają a ja w To wierzę. Zbieram na: dojazdy, badania, konsultacje psychologiczne, konsultacje medyczne (w tym stomatologiczne), suplementy, leki (w tym Xgevę), sprzęt rehabilitacyjny. DZIĘKUJĘ ♥️ Wpłat można dokonywać na subkonto podopiecznego: Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj Życie! PL81 1600 1462 1893 9704 1000 0118 z dopiskiem: „dla Karoliny Rybak” Dane do przelewów z zagranicy: Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj Życie! IBAN: PL81 1600 1462 1893 9704 1000 0118 z dopiskiem: „dla Karoliny Rybak” Wsparcie Podopiecznego przez PayU lub PayPal jest odzwierciedlane na pasku postępu zbiórki w codziennych aktualizacjach. Jeśli wybierzesz przelew tradycyjny, Twoja wpłata zostanie odzwierciedlona na pasku w przeciągu 2 dni roboczych. Możesz pomóc przekazując swój 1%:KRS: 0000338803cel szczegółowy: „dla Karoliny Rybak” Dziennik Wypłaty Aktualizacja celu i wysokości zbiórki, zgodnie z potrzebami związanymi z roczną terapią. dojazdy, inne, leki&suplementy dojazdy, inne, leki&suplementy dojazdy, badania i konsultacje specjalistyczne koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, dojazd do placówki medycznej, badania leczenie stomatologiczne na zalecenie lekarza onkologa dojazdy do placówek medycznych, wizyta lekarska leki, specjalistyczna żywność koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, dojazdy do placówek medycznych, leki, konsultacja dietetyka klinicznego koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, dojazd do placówki medycznej dojazd do placówki medycznej udział w terapii Simontona koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazd do placówki medycznej leczenie stomatologiczne na zalecenie lekarza onkologa, dojazd do placówki medycznej leki, dojazd do placówki medycznej koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazd do placówki medycznej leki, zastrzyki, suplementy koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, leki, specjalistyczne badania, dojazd do placówki medycznej koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazd do placówki medycznej, koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazdy do placówki medycznej dojazd do placówki medycznej dojazd do placówki medycznej konsultacja psychologiczna leki, specjalistyczna żywność FundacjaRak’n’Roll. Wygraj Życie! Al. Wilanowska 313A 02-665 Warszawa NIP: 9512296994 zobacz na mapie 22 841 27 47 biuro@ Tak naprawdę moja walka z rakiem to była walka z samym sobą, a konkretnie to z lękami, chroniące ukryte poczucie winy. Dzisiaj mogę powiedzieć, że była bardzo skuteczna, skoro żyję już ponad 14 lat od diagnozy i to bez wznowy. Ludzie po ciężkich wypadkach mają rehabilitację, aby zapomnieć o tym co przeszli i by móc życie zacząć od nowa. Mnie o raku do końca życia nie wolno zapomnieć, jeśli nie chcę mieć jego wznowy, muszę ciągle być czujna, bo on przy mnie jest tuż za rogiem, albo jeszcze bliżej, a może już atakuje mnie. Kartka z pamiętnika Już sporo czasu upłynęło od zakończenia mojego leczenia, ale moja walka z rakiem nadal trwa. Niestety po leczeniu nie usłyszałam upragnionych słów ” komórek rakowych nie stwierdzono”, najgorsze, że tych słów od lekarzy nie usłyszę już chyba nigdy. Złości mnie to, że nie wiem kto z nas bardziej przetrzymał silnie trującą chemię, ja czy rak? Czy ja się kiedyś o tym dowiem? Pomału dociera do mnie, że drobnokomórkowym rakiem zostałam naznaczona już do końca życia. Tak naprawdę dopiero teraz moja walka się zaczyna, tylko już sam na sam z rakiem. Lekarz powiedział mi wprost, że u mnie wznowę można rozpoznać tylko po objawach, tylko zapomniał dodać, że nie wiadomo jakich. Jak rozpoznać różnicę w objawach po skutkach dużej dawki chemii, a wznową raka, tego nie wie nikt. Jeśli umrę, to też nikt nie będzie dochodził się w mojej sytuacji przyczyny, czy umarłam z powodu zniszczenia dokonanego przez chemię, czy przez raka, czy może dlatego, że miałam dość życia z rakiem. Nie wiem jak się z tym swoim rakiem i zdrowiem pozbierać, ale jakoś muszę, skoro już tyle przeszłam, to teraz się nie poddam, zastanawiam się tylko po co? Lekarze radzą, że mam normalnie żyć jak do tej pory, tylko zapomnieli już, że ja swoim dotychczasowym normalnym życiem stworzyłam sprzyjające warunki do rozwoju raka, to rak ze wznową będzie miał jakieś problemy? Zmiany w moim życiu już i tak zaszły, bo dokonał tego rak i chemia, problem polega na tym, że zmiany zaszły nie po mojej myśli. Moja pomniejszona pojemność płuc i spalone oskrzela chemią i radioterapią nie pozwalają być mi tak aktywną jak jeszcze niedawno. Po reakcji innych zauważam, że leczenie chemią wielu uważa, że w obecnych czasach to takie nic. Szkoda, że ja nie mogę swojego leczenia tak lekko skwitować, bardzo bym chciała, aby chemia którą przeszłam była sobie ot taka jak farbowanie włosów, ale tak nie jest, poczyniła w organizmie nieodwracalne spustoszenie nawet większe niż zdążył poczynić rak. Walkę z nim zaczęłam od sporządzenia listy co rak lubi, a czego się boi. Teraz to porównuję i powinnam to co rak lubi wyrzucić ze swojego życia i wprowadzić to czego się boi, tylko jak to wcielić w życie? Teoretycznie wszystko jest proste jak budowa cepa, tylko z realizacją mam teraz problem prawie nie do pokonania. Na liście którą mam przed sobą czerwoną kredką zaznaczone jest lubienie raka identyczne jak lubienie mojego „ego”. Te same myśli, przekonania, używki i dietę lubi rak to samo, co moje ego, czyli ja? Wychodzi na to, że rak w moim własnym ego ma potężnego sprzymierzeńca – nie do wiary, jest to moje własne ego!!!!!! To oznacza tylko jedno, muszę podjąć walkę sama ze sobą, a to o wiele trudniejsze niż walka z rakiem. Nie mam wyjścia muszę zrobić listę dla swojego ego co chcę wyrzucić ze swojego życia i jednocześnie co chcę wprowadzić. Moje ego jest dzielne, nie daje się zastraszyć, zakrzyczeć, jest mądre i wydaje mu się, że chroni słusznej sprawy. Akceptację mam już za sobą, to teraz na początek muszę przekonać swoje ego, aby mnie nie przeszkadzało w wprowadzanych zmianach, bo jest to konieczne, jeśli żywcem nie chcemy być pożarte przez raka, muszę stworzyć środowisko którego on nie znosi. Aby nie zwariować, czy zgłupieć i jakoś się pozbierać i siebie ogarnąć, na kartce papieru misternie nakreślam prosty plan działania, który tak naprawdę sprowadza się do tego, że zaczynam robić to czego do tej pory nie robiłam i zmieniam swoją dietę ograniczającą spożywanie tłuszczów. Jest to wbrew zaleceniom dietetyków, ale co ja mam do stracenia, wznowa jest tuż za rogiem, aby mnie dopaść i zabić. Jak się jest zdrowym, to wydaje się, że nawet trujące substancje i niezdrowy tryb życia jest nieszkodliwy, a jak się umiera na śmiertelną chorobę, to okazuje się, że normalne jedzenie może być szkodliwe. Irena
walka. feminine noun 1. (starcie) fight walka na pięści a fist fight walka na noże/szpady a fight with knives/swords stoczyli walkę o przywództwo w grupie they had a fight over the leadership of the group między chłopcami wywiązała się walka o piłkę the boys got into a fight about albo over a ball 2.
Wszystkim osobom, które wspierają mnie w walce z chorobą: rodzinie, znajomym, samorządowcom, lekarzom, mieszkańcom Leśnicy, kolegom z pracy i ludziom o dobrym sercu chciałem serdecznie KurzałPamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. To był sierpień 2007 roku. Miałem tylko zmienić koszulę, bo ukrop w tym dniu był niesamowity. Zrzuciłem z siebie ubranie i wtedy żona zauważyła niewielkie zmiany na skórze. To była mała, ledwo widoczna grudka w okolicy piersi. Zacząłem się zastanawiać, co to może być. Początkowo chciałem machnąć na to ręką. Myślałem: "Ludzie nie takie problemy mają i do lekarza nie chodzą, a ja miałbym się niewielką grudką przejmować". Ale to nie dawało mi spokoju. Zacząłem szukać w poradnikach informacji, co to może być. Skontaktowałem się ze znajomym lekarzem. Ten od razu wysłał mnie do Opolskiego Centrum Onkologii na Katowicką. W wąskim korytarzu kliniki na krzesłach czekało kilka osób. W końcu przyszła moja kolej. Chwyciłem za klamkę, wszedłem do środka i pokrótce powiedziałem lekarzowi, o co chodzi. Że dobrze się, czuję i w ogóle mi nic nie dolega. Tylko ta grudka... Lekarz spojrzał na mnie fachowym okiem. - Jak to wygląda? - zapytałem - Nie najgorzej, ale musimy jeszcze zrobić badania - odparł wszystko potoczyło się jak błyskawica. Prześwietlenie, tomograf i decyzja lekarzy, żeby usunąć to operacyjnie. To miał być rutynowy zabieg. Ale ani ja, ani lekarze nie wiedzieli jeszcze wtedy, że najgorsze dopiero jak wyrok Zabieg miałem w listopadzie 2007 r. w Opolu. Niby wszystko poszło dobrze. Jeszcze tylko rozmowa z ordynatorem, kilka dni w szpitalu i będę mógł wrócić do domu - myślałem sobie. Ale wtedy nie znałem jeszcze wyników. Ordynator przyszedł do mnie na rozmowę. Spojrzał na jakieś papiery i zmarszczył czoło:- Coś nie tak, panie doktorze? - rzuciłem nieśmiało, przeczuwając, że dzieje się coś złego - Niestety, zmiany są dużo większe, niż wyglądało to na początku. To chłoniak - stwierdził słowa zabrzmiały dla mnie jak wyrok... Nowotwór węzłów chłonnych. Bardzo złośliwy i na dodatek w zaawansowanym jak to było możliwe? Przecież ja - zdrowy jak ryba! Żadnych objawów. A tu? Tak nagle? To nie mogą być moje wyniki... Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. W ułamku sekundy kotłowały się w głowie setki pytań. Bo co ja teraz mam zrobić? Na ten tydzień tyle ważnych spraw do załatwienia, poumawiane spotkania. Jak się tego cholerstwa pozbyć? Hubert Kurzał przestaje na chwilę opowiadać. Siedzi w fotelu we własnym gabinecie, wpatruje się w Lekarze mówią, że powinienem teraz odpoczywać w domu - uśmiechnął się. - Ale jak mam siedzieć spokojnie, wiedząc, że czeka na mnie tyle roboty? Przychodzę więc do pracy i staram się robić swoje. Burmistrz zwraca głowę w kierunku sterty leżących na biurku papierów. Obok stoi upita do połowy filiżanka z herbatą. Czarna - bez cukru ani cytryny. Taka, jaką Hubert Kurzał pije od zawsze (kawa - broń Boże!). Burmistrz upija kolejny Staram się cieszyć każdą chwilą mojego życia - mówi. - Pan nawet nie ma pojęcia, jak taka choroba potrafi człowieka zmienić. Coś trzeba z tym zrobić Gdy dowiedziałem się, co mi dolega, nie wiedziałem, co z sobą zrobić. Bo jak to? Mam nagle wrócić do Leśnicy i oznajmić wszystkim, że jestem chory? Co na to powiedzą ludzie? Burmistrz - ten, co powinien być twardy, wszystkim pomagać, nawet ze sobą nie potrafi sobie poradzić...Na szczęście moje rozterki nie trwały zbyt długo. Z Opola trafiłem do kliniki w Warszawie, a później do Katowic. Tam zaopiekowała się mną doktor Małgorzata Kopera - młoda, bardzo sympatyczna pani, która podeszła do wszystkiego fachowo. - Nie można tak tego zostawić - dowiedziałem się. - Inaczej nowotwór rozejdzie się po całym zaatakowało układ immunologiczny. Mojego "osobistego lekarza", który dotychczas dobrze sobie radził z wirusami i bakteriami. Ale nie wiadomo, jak długo układ odpornościowy jeszcze wytrzyma. Choroba może się rozwinąć, a wtedy... Doktor nie dała mi snuć czarnych scenariuszy. Po przejrzeniu moich wyników zaproponowała kilka sposobów, żeby przywrócić mi zdrowie. Zapoznała z zagrożeniem i komplikacjami, jakie grożą po terapii. Jednak decyzję musiałem podjąć sam. Po powrocie do domu zaczęło się nerwowe wertowanie książek. Szukałem każdej, nawet najmniejszej informacji o swojej chorobie. Człowiek w takich chwilach chce w jednym momencie wiedzieć wszystko. Może internet? Tam wyszukiwarka, fora internetowe i... zgroza. Ludzie wylewają swoje żale i opisują najcięższe przypadki. Czytam o cierpieniu i braku jakichkolwiek szans na przyszło załamanie. Zacząłem robić sobie rachunek sumienia. Zastanawiać się, czy to, co w życiu zrobiłem, wystarczy, żeby trafić "na górę". Na szczęście to trwało bardzo krótko, a rodzina i mnóstwo sympatycznych ludzi pomogło mi wziąć się w garść. Nigdy nie kryłem się ze swoją chorobą. W jego gabinecie słychać tylko tykanie zegara. To jedna z wielu rzeczy, jaka wisi na ścianie. W centralnym miejscu patrzy z obrazu Jan Paweł II. Obok szafy, w której burmistrz gromadzi swoje puchary i To wiara i życzliwość wielu ludzi dają mi siłę, żeby walczyć o życie. Od samego początku wszyscy mnie wspierają. Znajomi poklepują po ramieniu, że będzie dobrze, a ksiądz zawsze dobrym słowem pocieszy. Ale zauważyłem, że wielu ludzi w naszym kraju choruje w samotności. Wstydzą się swojej choroby, tak jakby zrobili coś złego i przez to byli gorsi. Panuje taka dziwna mentalność. Ludziom łatwiej jest się przyznać, że coś ukradli, niż powiedzieć bliskim o swojej chorobie. A przecież wielu z nas ma jakieś dolegliwości. Łatwiej jest z nimi walczyć, gdy ma się wsparcie ma chemioterapia W końcu podjąłem decyzję - wezmę tę chemioterapię, o której mówiła doktor, i wytępię to świństwo raz na zawsze. Terapia ma sprawić, że nowotwór nie odezwie się tak szybko. Po cichu liczę, że da mi spokój przynajmniej do był styczeń 2008 r. Wsiadłem w samochód i pojechałem do Katowic. Dalej poszło już gładko. Łóżko, jakaś aparatura i szybkie badanie. Potem jeszcze kilka pytań o zdrowie. Pielęgniarka wbiła do żyły duży wenflon i zaczęło się. Dostałem pierwszą kroplówkę z chemią. Zeszła. Po niej następna. Znów pusta. Pielęgniarka przypięła kolejną. Po godzinie zaczęło mi się trochę kręcić w głowie. - Był pan kiedyś na Górze św. Anny? - zagaduję do pacjenta, który leży na łóżku koło mnie. Ale jest mniej chętny do rozmowy. Chyba faszerują go tą chemią od dłuższego czasu. Zagaduję więc do pielęgniarki i pytam, czy oglądała już foldery o Leśnicy, które jej przywiozłem. Chemię bierze się przez dwa dni. W tym czasie trzeba się czymś zajmować. Po przyjęciu wszystkich kroplówek człowiek zostaje w klinice kilka godzin na obserwacji, a później ktoś musi go zabrać do domu. Jest się w takim stanie, że ciężko nawet nogami ruszyć. Na szczęście miałem wsparcie najbliższych i lekarza rodzinnego, który po mnie przyjechał. Tego dnia z trudem wsiadłem do samochodu. A najgorsze zaczęło się dopiero w domu. Opadłem z sił. Myślałem, że to już koniec. Mimo że lekarze powtarzali: chemia to nie witamina - myślałem, że coś poszło nie tak. Siły odzyskałem dopiero po trzech dniach leżenia w domu. Generalnie każdy dzień zaczynał się od spałaszowania garści tabletek. Później starałem się jeść, żeby dojść jakoś do siebie. Byłem słaby, a z moim ciałem działo się coś dziwnego. Ja tyłem! Mimo że mój organizm był na wyczerpaniu, przybierałem na wadze! - To od sterydów - wyjaśniali lekarze. - Chodzi o to, żeby teraz wzmocnić pierwszej chemii przybrałem na wadze 7 kg. W lustrze nie poznałem własnego odbicia. Włosy wypadały mi z głowy garściami. Z bujnej brody zostały tylko było wszystko ogolić. Ale jakoś nie potrafiłem się z tym pogodzić. Ja w życiu tylko dwa razy byłem taki łysy! Pierwszy raz zgoliłem brodę w 1981 r. podczas stanu wojennego, ze względu na godzinę policyjną. Wtedy kto nie chciał dostać pałą, jak go legitymowali, na zdjęciu w dokumencie musiał wyglądać identycznie jak w rzeczywistości. Drugi raz ogoliła mnie armia. Potraktowali mnie maszynką z góry na dół. Ale jak tylko mnie z woja wypuścili, znów broda wróciła na swoje miejsce. Klinika jak drugi dom Pierwsza chemia dała mi naprawdę popalić. Mimo to starałem się być cały czas na bieżąco z tym, co dzieje się w gminie. Nie wyłączałem telefonu. Niektórzy dzwonili do mnie i załatwiali przeróżne sprawy. O mojej chorobie chyba nawet nie wiedzieli. Dużo spraw ciągnęli do przodu pracownicy urzędu. Mam naprawdę kadrę fachowców, która robi swoje, nawet jak mnie nie ma. Gdy doszedłem trochę do siebie, wróciłem do swojego gabinetu. To nie było łatwe. Liczyłem każdy schodek, zanim dotarłem na pierwsze piętro. Po takim wysiłku zawsze dostawałem Jak zdrowie, panie burmistrzu? - pytali na korytarzu. - Dziękuję, dobrze. Tylko ten fryzjer trochę spieprzył robotę - starałem się wszystko obracać w jestem optymistą. To pomaga mi w walce z chorobą. Bo jak mówią lekarze, 50 procent sukcesu leży w lekach, a druga część w psychice pacjenta. Jeżeli ktoś nie wierzy, że może z tego wyjść, to tak, jakby już położył się do gdy nabrałem sił, znów trzeba było tam jechać do tej kliniki. Łóżko, kroplówka i podpięta chemia. Pani pielęgniarka znów wymieniała kroplówki jedna za drugą. Gdy wracałem do domu, scenariusz był ten sam. Przez przynajmniej trzy dni dochodziłem do siebie. Później wracałem do pracy. Drugą chemię przyjąłem już spokojniej. Ale jak tylko trochę organizm się wzmocnił, znów musiałem się stawić w klinice. Nie było miesiąca, żebym nie widział się z moimi lekarzami. W międzyczasie były dziesiątki badań. W końcu w styczniu tego roku przyszedł czas na zebranie wyników i podsumowanie. - Wszystko idzie w dobrym kierunku - powiedziała doktor Kopera, przeglądając chciałem jej jednak wierzyć. Takie są czasy, że dla dobra pacjenta lekarze robią go czasami w konia. Jak już nie ma szansy na odratowanie, mówi mu się, że wszystko jest dobrze. A ja nie chciałem usłyszeć tylko słowa "dobrze". Chciałem znać prawdę. Najprawdziwszą prawdę, choćby miała być dla mnie bolesna. - Pani doktor, oczekuję, że będzie pani ze mną szczera - powiedziałem Wyniki są dobre - powtórzyła. - Ale to nie koniec walki z się, że tego raka udało się wytępić, z tym, że jego cząsteczki nadal mogą być w organizmie. Mogłem w tym momencie zaprzestać terapii i mieć spokój na kilka lat. Ale to było rozwiązanie połowiczne. Taka prowizorka. Żeby wszystko doprowadzić do końca, musiałem się zdecydować na autoprzeszczep. A to miało być najbardziej męczące. Jak będzie, to się okaże Termin przygotowania do autoprzeszczepu w klinice wyznaczyli mi na luty tego roku. Tego dnia wystarczyło podpisać lekarzom dokumenty in blanco i już mogli robić ze mną, co chcieli. W klinice pielęgniarka wkłuła mi do piersi ogromy wenflon. A dokładniej - metalową rurę. Przez taki otwór to oni mogli we mnie wlać nawet wiadro wody! Ale starałem się być spokojny. Wiedziałem, że ten autoprzeszczep to nie wypad na klinice lekarze wlali we mnie 23 butelki z kroplówką. Wyglądało to tak, jakby chcieli wypłukać wszystko z mojego organizmu. Medycy co kilkanaście minut oglądali mnie z każdej strony. Otwierali nawet szczękę i patrzyli, czy się czasem jakiś ząb nie psuje. Podobno w takim stanie nawet najmniejsza bakteria mogła mnie zabić. Po tych wszystkich procedurach dostałem serię zastrzyków. Zastrzyk miał pobudzić mój szpik kostny. Chodziło o to, żeby mój organizm wyprodukował jak najwięcej płytek krwi, które lekarze mogli pobrać. Podłączono mnie do jakiejś wirówki, która przepompowała całą krew. Później przyszedł czas na 1:0 dla Opolszczyzny! - powiedziała ordynator Małgorzata oznaczało, że wszystko poszło zgodnie z planem. Za pierwszym razem udało się pobrać wystarczającą ilość ciałek, którą lekarze będą mogli mi już osiemnasty rok, jak rządzę tą gminą. W tym czasie naprawdę sporo widziałem. Ale dopiero teraz zrozumiałem, jak niektórzy ludzie cierpią, walcząc o własne życie. To wszystko, co działo się ze mną w ostatnim czasie, bardzo mnie zmieniło. Zacząłem bardziej krytycznie patrzeć na świat materialny, a baczniej zwracać uwagę na sferę duchową. Czy mi się uda wygrać z tą chorobą? Tego nie wiem. Wszystko okaże się 20 kwietnia tego roku. Na ten termin mam się zjawić w klinice, żeby dostać moje komórki z powrotem. A co będzie dalej? Tego nie wiedzą nawet lekarze. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze i zakończę moją terapię, na pewno spotkam się ze wszystkimi znajomymi. W ostatnim roku bardzo zaniedbałem takie kontakty. A w pracy będę chciał ruszyć pełną parą. W końcu czeka na mnie tyle rakiem można wygrać, wierzę w to. Zdecydowałem się opowiedzieć o mojej chorobie z nadzieją, że jeśli tym pomogę choć jednej osobie, to znaczy, że było warto.
Wywar z owsa wyprowadza trucizny i pozwala organizmowi szybko się odbudować. Zawiera cały kompleks witamin z grupy B, oraz aminokwasy które wiążą trucizny i wyprowadzają je. Jak przygotować wywar z owsa: 1 szklankę owsa zalać 1 litrem wody, gotować przez godzinę. Pozostanie 750 mililitrów do wypicia.
Nazywam się Patrycja Ruta. W wieku 26 lat zdiagnozowano u mnie zaawansowanego raka piersi. Dziś chcę Ci opowiedzieć swoją historię walki z nowotworem, chcę żebyś usłyszała to ode mnie: Jesteś wyjątkowa, Jesteś silna, Jesteś piękna, Walcz! © Patrycja Ruta Pamiętasz ten moment, kiedy usłyszałaś diagnozę, co wtedy działo się w twojej głowie? Chyba nigdy nie zapomnę tego dnia. W czasie kąpieli wyczułam w piesi guzka, był twardy, nie przemieszczał się. Około osiem miesięcy wcześniej urodziłam dziecko, byłam badana i nic nie wskazywało na to co sama wykryłam. Zgłosiłam się na USG – radiolog po wykonaniu badań, nic nie mówiąc skierowała mnie na konsultacje do onkologa, twierdząc, że należy szybko wyciąć zmianę. Bardzo się stresowałam, ale jeszcze wtedy nie podejrzewałam najgorszego. Tłumaczyłam sobie, że w końcu nie uświadomiła mi o co dokładnie chodzi, że jest tyle zmian, tyle rodzajów choroby, że nie wszystko musi być rakiem piersi. Szybkie działanie Na co dzień pracuję w przychodni, zgłosiłam się więc do swojej przełożonej, która skontaktowała mnie z onkologiem specjalizującym się w leczeniu nowotworów piersi. Po tej wizycie czułam już, że mogę spodziewać się najgorszego. Najpierw bez dodatkowych badań uprzedził a raczej zapytał, czy jestem gotowa na leczenie. Potem otrzymałam skierowanie do szpitala onkologicznego na pl. Hirszfelda we Wrocławiu. Tam po wykonaniu badań, okazało się, że mam raka piersi z przerzutami. Potwierdziło się przypuszczenie mojego pana doktora. Niby wiedziałam, że jest źle, ale ciągle myślałam, że to jednak zmiana do wycięcia, tymczasem świat zawalił mi się na głowę, przepłakałam kilka dni. Czy choroba wcześniej dawała jakieś objawy, opowiedz proszę przez jaką ścieżkę diagnostyczną przeszłaś? Nie miałam objawów, nic mnie nie bolało, nie odczuwałam żadnego dyskomfortu, czułam się normalnie. Mało tego, wszyscy mi powtarzali, że jako młoda mama mam za dużo energii, że raczej powinnam płakać do poduszki (uśmiech). Rola samobadania Zaraz po tym jak wyczułam guza w samobadaniu, wykonano mi USG. Później wszystko potoczyło się szybko w kolejności: wizyta u onkologa z wynikiem USG, badanie palpacyjne, wywiad, skierowanie do szpitala, tam kolejne USG, mammografia, biopsja gruboigłowa, RTG, badania krwi, a na końcu zanim podano mi chemię – badanie PET. Na charakter raka piersi ma wpływ wiele czynników, takich jak wiek, kwestie genetyczne oraz hormonalne. Zależy też od umiejscowienia, stadium i agresywności. Jaki zdiagnozowano u ciebie rodzaj i czy szybko podjęto leczenie? Przyczyny powstawania raka piersi są nadal nieznane. Ale rzeczywiście bierze się pod uwagę pewne czynniki. W młodym wieku ważne jest obciążenie genetyczne, a później ryzyko zachorowania wzrasta wraz z wiekiem, szczególnie po 50 W moim przypadku wyeliminowano czynnik genetyczny. Badania piersi miałam wykonywane raz w roku i nic nie wskazywało na to, że zachoruję w wieku 27 lat. Urodziłam dziecko, organizm powinien być zdolny do regeneracji, jednak w moim przypadku wahania hormonalne, duże stężenie hormonów w ciąży, spowodowały uruchomienie zegara. Rak piersi był agresywny, szybko rósł, przerzucił się na węzły chłonne. Rak hormonozależny HER2-ujemny Sklasyfikowano go jako rak hormonozależny HER2-ujemny. Według skali nowotworowej był średniozaawansowany, co stało się dla mnie pewnym pocieszeniem. Ważne stały się najbliższe 2-3 lata i walka, by nie doszło do dalekich przerzutów na wątrobę, płuca. Jak wyglądało zderzenie z odziałem onkologicznym, całym procesem leczenia? Szybko, wszystko trwało bardzo szybko. Mówię tak patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, jednak w tamtym momencie wydawało mi się, że wszystko się wlecze, że czas stanął w miejscu. Całe leczenie zajęło mi niespełna 12 miesięcy. Najpierw chemioterapia, potem leczenie chirurgiczne, radiografia. Jakie zastosowano na początku leczenie? Zaczęto od chemioterapii: 4 wlewy chemii czerwonej, 12 wlewów chemii białej. Miały zadziałać na guz poprzez jego zmniejszenie, aby oszczędzić pierś i węzły. Udało się, ale lekarze zasugerowali decyzję o mastektomii i wycięciu węzłów. Do czego byłam właściwie przygotowywana od samego początku. Po chemioterapii miałam jeszcze dwie operacje, później radioterapię przez 1,5 miesiąca – naświetlanie części klatki piersiowej, prawej piersi i węzłów chłonnych. © Patrycja Ruta Masz za sobą 5 miesięcy chemioterapii, 2 operacje, radioterapię – kobieta jest siłą, ale skąd czerpiesz tą super moc? Chyba z miłości do dziecka i do życia. Chciałbym żyć dalej, walczę, nie poddaję się. Mam 28 lat – to na pewno nie jest czas by umierać, ale cieszyć się życiem. Chciałbym pokazać dziecku cały świat, podróżować i czerpać z życia to co najpiękniejsze. Życie po raku Przyznajesz, że „rak Heniek”, bo tak go nazwałaś wiele ci zabrał. Nowotwór zabrał mi bardzo dużo, przede wszystkim nadzieję, że będę zdrowa/wyleczona. Człowiek po raku zawsze ma już z tyłu głowy obawę, że choroba może wrócić w każdej chwili. Lęk przed najgorszym pozostaje chyba na zawsze, a każdy, nawet najmniejszy ból, zaraz kojarzy nam się z przerzutami. Zabrał mi też kobiecość, włosy… wiem, może się wydawać, że to tylko włosy. Jednak nie znam kobiety, która stanęłaby przed lustrem, aby zgolić się na łyso i chodzić tak przez pół roku, czasami nawet dłużej. Jestem też po mastektomii, ale od początku miałam świadomość, że zdrowie jest najważniejsze. Dziś oglądając inne kobiety, widząc piękne ciała, włosy, biust – przede wszystkim równy, bez blizn i niedoskonałości – czyli tego wszystkiego co mam ja, w pewnym momencie łatwo stracić kontrolę i się załamać. To nie są łatwe emocje, nie każdy potrafi być tak silny, by sobie z nimi poradzić. Lęk i obawy Niestety dużo ludzi się ode mnie odwróciło. Nie wiem czy to przez lęk przed tym, że mogę umrzeć, czy dlatego, że nie wiedzieli jak się zachować. Choroba rzeczywiście zweryfikowała, kto jest moim prawdziwym przyjacielem, na kogo mogę liczyć. Osoby, które wydawały się nimi wcześniej odeszły, bez słowa, ale zostali inni. Ci, po których bym się nie spodziewała, których może nie doceniałam wcześniej. Jak dziś wygląda twoje leczenie uzupełniające? Przyjmuje codziennie leki, a zastrzyki co 28 dni. Tak będzie już chyba przez całe życie. Mam wywołaną sztucznie menopauzę, jestem pod stałą kontrolą badań krwi, USG, mammografii. Aktualnie jestem w badaniu klinicznym, które daje mi wiele, bo lek jest nierefundowany w Polsce. Koszt miesięcznej dawki to około 12 tys. złotych. Teraz mam do niego dostęp, ale co będzie za 2 lata tego nie wiem. Wiem za to, że w przeciwnym razie nie będzie mnie na niego stać. Walka o leczenie Tymczasem żyjemy z lękiem i świadomością, że inne kobiety na zachodzie Europy czy w USA są nim normalnie leczone i zabezpieczone. Dlaczego jest tak ważny? Bo poprawia jakość życia, zmniejsza prawdopodobieństwo przerzutów, co za tym idzie przedłuża życie. W zeszłym roku latem protestowałyśmy przed ministerstwem zdrowia o refundację dla wszystkich – bezskutecznie. Twój głos jest głosem wielu pacjentów. Co jest najtrudniejsze w walce z nowotworem? Chyba dostępność do najnowszego sprzętu, badań, ale przede wszystkim bezsilność w walce o możliwość leczenia, dostępnego innym kobietom na świecie. Bardzo rzadko wykonywane jest też badanie PET – diagnoza całego ciała. Tymczasem to dzięki niemu widać dokładnie, gdzie znajdują się komórki nowotworowe. Mi badanie to zostało wykonane, jednak w czasie całego procesu chemioterapii nie poznałam nikogo, kto miałby je zlecone. Prywatny koszt sięga kilku tysięcy złotych. Nie poddawaj się Co przekazałabyś innym kobietom? Nie poddawajcie się! Nieważne czy masz 20, 40 czy 60 lat. Każda z nas ma szansę, trzeba walczyć, myśleć pozytywnie. „Los daje nam tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć”. Może rak wybiera silne osoby, te które są w stanie temu sprostać, nigdy się tego nie dowiemy. Ale niech chęć życia dodaje nam sił do walki o szansę na normalne życie.

https://www.siepomaga.pl/moja-ostatnia-walka-z-rakiem Moja córka umiera na moich oczach Od 2 lat walczy o zycie z nowotworem! Ona jest całym moim

Jewgienij Lebiediew trzy tomy, które zmieniły nieco spojrzenie na chorobę Share the post “Jewgienij Lebiediew trzy tomy, które zmieniły nieco spojrzenie na chorobę” FacebookTwitterGoogle+LinkedInE-mail […] Walka z RAKIEM Od dziecka marzyłam żeby zostać lekarką wojskową. Dlaczego tak? Myślę, że to wpływ między innymi filmu czterej pancerni i pies. Zawsze w swoich zabawkach miałam igły, strzykawki i jedną lalkę, która musiała znosić wszystkie zabiegi. Były też i misie ale niestety wypchane trocinami i po wstrzyknięciu setek zastrzyków z wody były do wyrzucenia:)W ciągu […] Rak nietolerancja Tak sobie od jakiegoś przeglądam wpisy różnych osób, które zmagają się z tym samym co ja. Niestety nie podoba mi się podejście osób, które te wpisy komentują! W wielu płaszczyznach naszego życia spotykamy się z nietolerancją. Wiem wiem stary wyświechtany temat , ale jakże na czasie. Pozwólcie, że trochę go odkurzę. Nietolerancja polega na BRAKU […] Rok 2015 rokiem MOCY !! Każdy z nas staje wobec tajemnicy cierpienia i choroby. Często swojej, kogoś z rodziny lub bliskich znajomych. Dzięki temu, że tajemnica ta ukazuje się bardzo wyraźnie potrafimy dostrzec sens tego, co nas spotyka. To prawda, że trudno jest odnaleźć sens w chorobie, ale właśnie to wnosi tą niesamowitą MOC. Czasami sama zastanawiam się skąd […] ŻYJ I WALCZ Z przykrością muszę stwierdzić, że z dnia na dzień przybywa coraz więcej osób, które się dowiadują, że są chore na raka. Wielu z nich myśli, że rak to wyrok. Rzeczywiście choroba ta zbiera wielkie żniwo, ale z obecną wiedzą medyczną i naturalną można ją uznać za chorobę przewlekłą ! W dodatku z rakiem można […] Ostatnie wpisy Warzywa strączkowe i soja w diecie przeciwnowotworowej Banany Żyj najlepiej jak potrafisz .Świadectwa ludzi którzy wygrali z rakiem Niewidzialny sznur “Zdrowie człowieka w niezdrowym świecie” Borys Bołotow Polecam

Jej czerwone owoce zawierają w sobie bardzo dużo oleju jadalnego. Olej z czerwonej palmy to prawdziwa studnia bogactwa naturalnego karotenu- prowitaminy A, witaminy E (4 tocopherole, 4 tocotrienole), oraz Co Enzym Q10. Olej z czerwonej palmy jest łatwostrawny, dobrze przyswajalny, hipoalergiczny, bez glutenu, bez alergenów.
Karolina Gabarkiewicz z programu "Kto poślubi mojego syna?" zachorowała na raka piersi. Była uczestniczka show TVN otrzymała wsparcie z teleturnieju TVP. Pieniądze z wielkanocnego odcinka "Familiady" zostaną przeznaczone na jej leczenie. Karolina Gabarkiewicz była uczestniczką ślubnego show TVN "Kto poślubi mojego syna?". W programie prowadzonym przez Agnieszkę Jastrzębską samotni mężczyźni próbowali znaleźć kandydatkę na żonę z pomocą matek. Karolina poznała na planie Konrada Rybaka, z którym wkrótce stworzyła szczęśliwy związek. W lipcu 2020 roku para stanęła na ślubnym szczęście uczestniczki ślubnego show burzy druzgocąca diagnoza. Krótko po nagraniach u Karoliny wykryto nowotwór piersi, który z czasem dał przerzuty. Rozpoczęła się walka o życie. Karolina zaczęła szukać pomocy w internecie, w tym celu założyła profil na Facebooku "Karolina - Moja Walka z Rakiem Piersi", gdzie dzieli się informacjami o swoim stanie zdrowia i postępach w leczeniu. Na szczęście może liczyć na wsparcie bliskich, przyjaciół oraz grupy Amazonek. To od nich dostałam ogromne wsparcie w pierwszych momentach załamań, płaczu, smutku. I powiem Wam, że w takich momentach człowiek przekonuje się ilu wspaniałych ludzi ma wokół siebie - czytamy w jednym z postów Karoliny. Aktor "M jak miłość" i "Plebanii" walczy z rakiem. Rodzina prosi o pomocKto poślubi mojego syna: Karolina Gabarkiewicz otrzymała pomoc z "Familiady"Byłej uczestniczce reality show potrzebne są pieniądze na pokrycie kosztów terapii. Karolina Gabarkiewicz zbiera środki przez Fundację Rak'n'Roll. Udało jej się także otrzymać wsparcie z popularnego teleturnieju Dwójki. Jak poinformowała na swoim profilu, kwota wygrana przez uczestników "Sanatorium miłości" w specjalnym odcinku "Familiady" wkrótce trafi na jej konto. Dziękuję uczestnikom Sanatorium miłości TVP oraz Familiada TVP za przekazanie mi wygranej. Z całego serca Wam dziękuję - napisała Karolina Gabrkiewicz. Przypomnijmy, że w specjalnym odcinku "Familiady" wystąpili: Halinka, Jadzia, Krystyna, Andrzej, Zdzisław i Edward. Kuracjuszom z "Sanatorium miłości" udało się zdobyć 26 tys. złotych. Karolina Gabarkiewicz przeznaczy je na dalszą terapię. Niestety na początku kwietnia była gwiazda "Kto poślubi mojego syna?" dowiedziała się o kolejnych PIT i podaruj 1 procent Fundacji Radia ZET
WALKA Z RAKIEM DLA MOICH DZIECI. Witam , mam na imię Iwona Maliszewska jestem matką dwójki dzieci i żoną, mam 43 lata . Trzy lata temu w wieku 40 lat zdiagnozowano u mnie raka piersi . Po rozpoznaniu i konsultacjach z lekarzami okazało się, że nowotwór jest już w dość wysokim stadium . Zaczęłam leczenie – chemioterapia

Moi Drodzy,życie potrafi napisać taki scenariusz, jakiego by nie wymyślili najlepsi scenarzyści filmowi. Mam 50 lat. Urodziłem się w Wiśle i tu mieszkam z moją kochaną żoną Irką i córką Pauliną. Na co dzień byłem pracownikiem w sklepie motoryzacyjnym. Przez całe życie moja wielka pasją zawsze były i są rajdy samochodowe oraz skoki narciarskie. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że zawsze prowadziłem aktywny tryb życia. Pomimo uprawiania ekstremalnych sportów, nigdy nic poważnego mi się nie stało i nigdy nie miałem problemów ze od listopada 2021 roku mój świat się...co tu ukrywać- zawalił. Podczas ostatniego rajdu w sezonie, w którym zdobyłem mój drugi tytuł Mistrza Polski, poczułem bardzo silny ból kręgosłupa i musiałem skorzystać z pomocy medycznej na rajdzie. Ból pojawił się w trakcie jazdy i był tak mocny, że odcięło mi mowę podczas dyktowania trasy mojemu powrocie do domu bóle nie ustępowały, a nawet się nasilały. Początkowo myślałem, że to dyskopatia. Po konsultacji z lekarzem zlecone zostały badania: RTG, rezonans magnetyczny i tomografia komputerowa. Badania wykazały złamania kręgów odcinka piersiowego kręgosłupa, złamanie żebra i mostka. Uraz okazał się na tyle poważny, że potrzebna była natychmiastowa operacja. W trakcie operacji przeprowadzonej został pobrany materiał do badania histopatologicznego. Wyniki okazały się bardzo złe. Stwierdzono u mnie wtórny nowotwór kręgosłupa, żeber, miednicy. Kolejne badania przynosiły kolejne złe diagnozy- poważne zmiany rakowe na narządach wewnętrznych. Onkolodzy stwierdzili, że nowotworem pierwotnym mógł być nowotwór płuc lub pęcherza momentu wykrycia raka, rozpocząłem chemio- i radioterapię. Podczas leczenia nastąpił udar niedokrwienny mózgu. Oprócz obecnej terapii, potrzebne są dodatkowe, niestety bardzo kosztowne metody leczenia. W tej chwili jestem bardzo osłabiony, mam problem z chodzeniem, potrzebuję pomocy osób trzecich i dodatkowej opieki. Jak widzicie sytuacja jest bardzo poważna. Przed pierwszym bólem kręgosłupa w listopadzie 2021 roku nie było żadnych objawów. To wstrętne choróbsko zaatakowało mój organizm znienacka i na bardzo dużym jak wiele osób mnie zna- nie poddaję się, jestem pełen optymizmu i walczę jak na najtrudniejszym odcinku specjalnym najtrudniejszego rajdu. Wiem, że uda się dojechać do tej upragnionej mety, choć droga jest kręta, wyboista, z wieloma podjazdami i zjazdami. Niestety ten nierówny dla mnie rajd jest wyczerpujący nie tylko dla mojego organizmu, ale i środków mojej rodziny. Dlatego zwracam się o pomoc do WAS- ludzi o wielkim sercu- o wsparcie finansowe mojego leczenia, o wsparcie walki z Wam Cieślar

(czytaj całe) Utwór do pobrania na http://www.sendspace.com/file/tg4zpjDj Pioter w swoim szczerym do bólu kawałku, o swoich przeżyciach, o walce z rakiem. S
,,Nigdy nie wiesz, jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem, jakie masz”. Mam na imię Anna. Moja „przygoda” z rakiem rozpoczęła się na początku 2013 r. Najpierw zrobiłam kontrolne badania krwi, w tym hormony tarczycy. Większość w normie. Znajoma lekarka namówiła mnie, żebym tak dla siebie wykonała badanie usg. I od tego momentu machina ruszyła. W usg wyszedł podejrzany guz, potem biopsja, druga biopsja, seria badań, pobyt w szpitalu i wstępna diagnoza rak rdzeniasty tarczycy z przerzutami. W lipcu 2013 operacja usunięcia tarczycy w Zgierzu. Po operacji obudziłam się z niesprawną ręką. Myślałam że to chwilowe, ale niestety nie. Mam uszkodzoną górną część splotu ramiennego barku prawego. Od tamtej pory jestem osobą niepełnosprawną. Przez Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności mam ustalony stopień niepełnosprawności w stopniu znacznym. Jednak moim głównym schorzeniem jest nowotwór tarczycy. Jest to jeden z tych nowotworów, które gorzej się leczy. Podstawowe leczenie to usunięcie guza. W przypadku gdy nowotwór zdążył się już przerzucić sytuacja się komplikuje. U mnie przerzuty są już w wątrobie, płucach i kościach. Przeszłam kilka terapii. Leczenie jodem, chemioterapię. Wszystko to mocno obciążyło mnie finansowo. Obecnie jestem w trakcie przyjmowania leku Caprelsa w ramach RDTL (Ratunkowego dostępu do technologii lekowych). Niestety lek powoduje wiele skutków ubocznych, co wiąże się z dodatkowymi wydatkami na inne leki, suplementy. Oczywiście powinnam być cały czas poddawana rehabilitacji ręki, ponieważ pogłębia się zanik mięśni, nasilają się bóle. W ramach NFZ nie można liczyć na zbyt wiele, a koszt rehabilitacji w prywatnym gabinecie jest dla mnie za wysoki. Obecnie mieszkam w wynajętym pokoju i utrzymuję się sama. Nie mogę liczyć na pomoc rodziny. Moi rodzice sami są w trudnej sytuacji finansowej. Są już po sześćdziesiątce i sami wydają sporo na swoje lekarstwa. Pomóc Annie można dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: “1107 pomoc dla Anny Kluczewskiej” wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Anna: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” PL31109028350000000121731374 swift code: WBKPPLPP Bank Zachodni WBK Title: “1107 Help for Anna Kluczewska” Aby przekazać 1% podatku dla Anny: należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243 oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “1107 pomoc dla Anny Kluczewskiej” Annie można też pomóc poprzez wpłatę systemem DOTPAY: Podaruj Kawałek Nieba...
Save Tańcząc nad przepaścią Moja walka z rakiem (polskie znaki) for later. Ucieczka. Ebook. Ucieczka. by Piotr Tosz. Rating: 0 out of 5 stars. 0 ratings. Save

Wanda Kempara z Aleksandrowa Kujawskiego, Urszula Gierszyńska i Stanisława Rulewicz (obie z Bydgoszczy) zostały laureatkami konkursu "Moja walka z rakiem".Od Redakcji:Od Redakcji:Mamy nadzieję, że lektura wspomnień trzech kobiet, które wygrały walkę z rakiem, zachęci nasze Czytelniczki do regularnych badań piersi. Natomiast kobietom, które właśnie zmagają się z chorobą, pomoże uwierzyć, że raka można panie, które wyszły zwycięsko z batalii o życie i swoją walkę opisały, spotkały się w bydgoskim zachorowały. Ciężko. Gdy dowiedziały się, że mają nowotwór, bardzo się bały. Walczyły. O życie, o powrót do normalności. Wspierane przez bliskich miały więcej sił, by pokonać chorobę. Wyzdrowiały, choć batalię o życie przypłaciły utratą piersi. Swoją walkę z rakiem opisały. Zrobiły to, by innym kobietom, dotkniętym chorobą, dodać sił. I wiary w październiku (od wielu lat jest Miesiącem Walki z Rakiem Piersi) "Pomorska", wspólnie ze Stowarzyszeniem "Różowej Wstążeczki", wydała specjalny dodatek, poświęcony nowotworom sutka i profilaktyce raka piersi. Wtedy właśnie ogłosiliśmy konkurs pt. "Moja walka z rakiem". Do udziału w nim zaprosiliśmy kobiety, które wygrały walkę z chorobą. 15 grudnia z laureatkami konkursu spotkała się Dorota Jakuta, przewodnicząca Rady Miasta Bydgoszczy i Małgorzata Bonin, szefowa Stowarzyszenia "Różowej Wstążeczki". Były wspomnienia, refleksje i deklaracje pracy na rzecz upowszechnienia badań piersi. Były też nagrody od Stowarzyszenia i przewodniczącej RM, biżuteria i kosmetyki przeznaczone dla kobiet po publikujemy fragmenty nadesłanych strach, ból, jest radość życiaWanda Kempara (na emeryturze, 40 lat pracowała na stanowisku sekretarza w szkole podstawowej) tak napisała: "Chciałam podzielić się informacją o przebytej chorobie, a jednocześnie podnieść na duchu panie, które z niewiedzy lub strachu boją się operacji". Oprócz wspomnień pani Wanda przesłała wiersz pt. Odrodzona, który zadedykowała wszystkim "Amazonkom". "(...)Poszłam na operację pełna optymizmu, bo guzek mały, wyniki dobre i na pewno obędzie się bez amputacji. Miał być tylko "harpun", chociaż byłam uprzedzona o amputacji piersi, jeżeli badanie pobranych próbek wykaże komórki rakowe. Obudziłam się po narkozie, obok mnie trójkąt, wiedziałam, że to najgorsze. Pomyślałam, jak się pokażę mężowi taka okaleczona, czy będzie mnie jeszcze dotykał, czy nie wyniesie się z naszej sypialni. A ja sama, jak to zniosę, gdy się zobaczę? Czy nie wpadnę w depresję, histerię czy nie będę się wstydzić swojej przypadłości, przecież duszę mam taką mnie to spotkało? Przecież nie zdążyłam jeszcze odpocząć po 40 latach pracy, jeszcze mam tyle do zrobienia. Czy tak wyobrażałam sobie emeryturę? Na pewno tak sobie myślałam - na emeryturze nareszcie spokój - dzieci dorosłe, najpierw się wyśpię, zawsze obiad na czas, porządki, ogród, spacer z psami, wyjazdy za miasto, wczasy. Będziemy z mężem nadrabiać zaległości, kino, teatr, książki. Nareszcie tylko dla siebie, do dzieci tylko w gości. A tu choroba - rak złośliwy. Ile mi jeszcze życia zostało? Mam troje wnucząt, więc chciałabym doczekać ich szpitalu wszystkie pacjentki takie same, obolałe, skaleczone, zranione. Ale przecież kobiety, matki, potrzebne w domu, wszyscy na nie początku byłam pod opieką wspaniałych lekarzy, którzy widzieli we mnie kobietę, a nie tylko pacjentkę, kolejny przypadek. Rozpoczął się nowy etap życia. Niespodziewanie dla mnie. Nie emerytura, tylko walka o zdrowie - operacja, chemioterapia i rehabilitacja. Już w szpitalu znalazłam się pod opieką psychologa. Jednak najważniejsze było wsparcie męża, dzieci, rodziny i przyjaciół, którzy okazali mi miłość, cierpliwość i pomoc w trudnych momentach. Wiersz "Odrodzona"Wanda KemparaJeszcze zegar odmierza dla mnie czas,Jeszcze pójdę na bal,Na spacer z tempo życiaNie wszystko trzeba od wszystkie pory roku,Srogą zimęPiękną wiosnęGorące lato,Kolorową miałam czasu dostrzec pór roku,przylatujących ptaków, barw nieba,zachodów muszę znaleźć czas na wszystko,Dla innych i dla dostrzec jakie piękne jest powrocie ze szpitala przeglądam się lustrze - nawet nieźle wyglądam od zdrowej strony, gorzej na wprost, ślad po cięciu, to nie ślad, to rana na ciele i duszy. Walka z chorobą była gorsza od operacji - zaczęła się chemia. Wiele trzeba wytrwałości, dużo samozaparcia w tych trudnych sytuacjach. Chociaż chemia ratuje nam życie, jest nie do zniesienia, nie wszyscy mi 6 serii ambulatoryjnie (seria to dwie dawki co tydzień), potem 3 tygodnie spokoju i znowu to samo. Wyjazd około 6 rano, żeby mieć jak najprędzej wyniki krwi, tam kolejka, potem kolejka do internisty z wynikami. Złe wyniki krwi wykluczają podanie chemii, potem kolejka na chemię, cały dzień to zajmuje.(...) Pół roku zmagań. Z chemii wracałam jak malutki kłębuszek czegoś zestresowanego, nieumiejącego myśleć trzeźwo. Denerwowało mnie, że po drodze mąż musi zrobić zakupy, zatankować samochód, zatrzymać się, śnieżyce, zasypane drogi, ptasia grypa (trzeba było ominąć Toruń, co wydłużało czas podróży) itp. Wszystko mi przeszkadzało, nie mogłam się doczekać, kiedy dojadę do domu, położę się w swoim łóżku. Niemoc po chemii trwała kilka dni, trochę odetchnęłam, mogłam jeść, jakoś doszłam do siebie i znowu wydawać się to niedorzeczne, ale cieszyłam się, jak miałam złe wyniki krwi, bo na chemię mogłam jechać dopiero za tydzień. (...) W tych trudnych chwilach trzymała mnie nadzieja na wyzdrowienie, ale przede wszystkim to, że wszyscy na mnie czekają - mąż, dzieci, wnuki. Nie mogłam się poddać. Wytrwałam do końca, jeszcze jeżdżę co pół roku na badania, rehabilitację.(...) Teraz dzięki "Amazonkom" jestem pełna optymizmu. Wspieramy się nawzajem nie tylko w sprawach choroby, ale także w codziennym życiu. W naszym klubie jest 25 pań w różnym wieku i o różnym statusie społecznym. Nie dzieli to nas, raczej zbliża. Każda ma inny pogląd na świat, ale cel taki sam: chcemy żyć, połączyła nas choroba. Potrafimy się śmiać, wzruszać, dzielimy się naszymi troskami. Spotykamy się często - gimnastyka, dieta, psycholog, nasze pogaduchy, jesteśmy sobie potrzebne.(...) Nigdy nie miałam czasu dla siebie, teraz mam. Teraz muszę wyjść z domu, bo czekają na mnie inne "Amazonki", muszę dobrze wyglądać. Zaakceptowałam siebie.(...) Nie wstydzę się mówić o swojej chorobie, namawiam znajome do badań, do tego, by zrobiły operację. Nie czekajcie na cud, bo cudów nie ma. Teraz zastanawiam się, czy warto było czekać tak długo, ale strach przed śmiercią był silniejszy niż argumenty lekarzy.(...) W obliczu śmierci uświadamiamy sobie, co to jest życie! Jak bardzo nam na nim zależy, jak nieważne były nasze troski dnia codziennego. Gdy jesteś zdrowa, nie umiesz cieszyć się z tego, co masz. Że się budzisz codziennie, że słońce świeci, że żyjesz, ale porównujesz się z innymi, że jeszcze to by mi się przydało, nowy samochód, modny płaszcz, nowe meble."Amazonko"! Głowa do góry, uśmiechaj się, ciesz się każdą chwilą i przekazuj tę radość innym. Naucz innych dostrzegać to, czego wcześniej nie widziałaś i nie dostrzegałaś". Po chorobie została wolontariuszkąMowa o Urszuli Gierszyńskiej z Bydgoszczy, również laureatki konkursu "Moja walka z rakiem". O tym, co przeszła, tak napisała:"Wiele lat temu zachorowałam na nowotwór złośliwy. Czułam wtedy lęk i rozpacz. Byłam pełna bólu, pretensji i było wtedy łatwo. Pracowałam w tym czasie zawodowo - byłam księgową w szkole. Wtedy w moim życiu najważniejsze były dzieci, mąż i praca. Jeszcze przed pójściem do szpitala tak było. Jednak po operacji świat zaczął się kręcić wokół mnie. Poczułam, że jestem na pierwszy miejscu, że musi tak być, bo inaczej nie wyzdrowieję. I tak rodziny i przyjaciół pomagała mi w zdrowieniu. Kilka miesięcy po operacji trafiłam do Klubu Amazonek. Kobiety, które tam spotkałam, dodały mi wiary. Żyję teraz normalnie, mogę nawet powiedzieć, że lepiej. Nauczyłam się szanować siebie, prosić o pomoc, "oszczędzać" chorą rękę, zdrowo się odżywiać. Świat przestał wyglądać, jak przez przyćmione okulary i odzyskał kolory. Widzę, że świeci słońce, że liście na drzewach zmieniają kolory w zależności od pory roku, że ptaki tak pięknie upływa wolniej, a każdy dzień wygląda inaczej. Rano dziękuję, że się obudziłam, wieczorem, że mogłam przeżyć mądrze i z pożytkiem dla ludzi ten operacji minęło 10 lat i mogę stwierdzić, że doświadczyłam czegoś cudownego, czego owocem jest radość życia, miłość, cierpliwość i "serce" dla ludzi. Zostałam wolontariuszką. Zawsze uważałam się za osobę nieśmiałą, ale chęć pomocy chorym przewyższyła brak pewności siebie. Wolontariat jest służbą na rzecz człowieka chorego, w potrzebie. Ludzie dotknięci chorobą w swoich trudnościach są słabi i zagubieni, dlatego cenią sobie tę pomoc, a ja, widząc ich potrzeby, chcę im pomagać. Wiem, że dobra rada, uśmiech i dzielenie się przeżyciami są potrzebne, wspomagają po operacji chciałabym powiedzieć, że na początku nie jest łatwo, ale z czasem wszystko wraca do normalności. Wszystkie zdrowe panie zachęcam do samobadania piersi lub do pójścia do specjalisty. Nie każde leczenia raka piersi kończy się chemią czy radioterapią. Jestem osobą, u której leczenie zakończyło się tylko amputacją było!"Ja już teraz jestem zdrowaStanisława Rulewicz z Bydgoszczy miała 13 lat, gdy na raka piersi zmarła jej mama. Walkę o jej życie pamięta doskonale, bo sama się matką opiekowała. Myślała, że jej ta choroba nie spotka. Stało się inaczej."(...) To był grudzień 1999 r. Miałam wtedy 61 lat i byłam spokojna, że nie podzieliłam losu mojej mamy, która miała raka lewej piersi i zmarła mając 31 lat. Widziałam ten guzek wielkości dużej fasoli. Bardzo dobrze pamiętam - to był luty 1952 r. Sama rozpiłowywałam ampułki z morfiną i kofeiną, wylewałam na łyżeczkę i podawałam mamie. Byłam najstarsza - miałam skończone 13 lat i jeszcze sześcioro rodzeństwa. Właśnie wtedy, w lutym, urodził się najmłodszy brat. Początkowo mama nie karmiła braciszka chorą piersią, ale położna uznała, że to tylko kaszak. Poleciła przystawiać dziecko do piersi, a na guzek radziła przyłożyć "czarną maść". Po trzech tygodniach zrobiła się cieknąca ranka, ale wtedy groźnie nie w końcu poszła do lekarza. Było skierowanie do szpitala i... wyrok. Już nie było ratunku. To było w lutym, a we wrześniu tego samego roku już nie do mojej choroby... Zaczęło się tak. Bawiłam się z moją 5-letnią wnuczką Iwonką. W pewnej chwili wnusia, niechcący, uderzyła mnie w lewą pierś. Poczułam ból. Wtedy zaczęłam tę pierś bardziej kontrolować. Wyczułam guz, bardzo głęboko, w dole od razu poszłam do lekarza. Był grudzień, miesiąc, w którym nie chciałam nic wiedzieć o chorobach. Ale już w styczniu zarejestrowałam się do onkologa w Poliklinice przy szpitalu wojskowym. Pierwszą wizytę miałam 23 stycznia. Dwa dni później zrobiono mi biopsję i mammografię. Zdjęcie wykazało, że to lipoma (tłuszczak).Lekarz nie zgadzał się z taką diagnozą. Poza kolejnością poprowadził mnie do onkologa-chirurga. Miałam jeszcze jedną biopsję i USG. Dostałam skierowanie do szpitala na odbyło się błyskawicznie. Zabieg wyznaczono na 4 lutego. Jeszcze tylko wizyta u kardiologa, bo miałam wysokie ciśnienie. Podano mi leki. Ciśnienie się unormowało. Ale na chwilę. Byłam już w sali operacyjnej, jednak anestezjolog zadecydował, że operacji nie będzie, ze względu na bardzo wysokie ze szpitala, łykałam tabletki. Pod koniec lutego byłam już po operacji. Pozostawałam nadal pod opieką onkologa - na kontrolę pojawiałam się raz w miesiącu. W lutym 2001 r. na bliźnie pojawiła się zmiana rakowa. Wtedy się załamałam. Byłam przerażona, że następny guz urósł tak szybko. Lekarz błyskawicznie usunął guz. Po zabiegu trafiłam do Centrum Onkologii - miałam naświetlania bombą kobaltową. Nadal pozostawałam po kontrolą, byłam ponadto leczona 2002 roku pojechałam - po raz pierwszy w życiu - do sanatorium. Niestety, byłam tam tylko osiem dni, bo zachorował mój mąż. Po operacji leżał, więc musiałam się nim zająć. Zapomniałam o sobie. Pampersy, cewniki, walka z odleżynami, karmienie, mycie... Mąż zmarł 3 lata ja? Nadal jestem pod kontrolą onkologa, ale już tylko co pół roku. Badania nie wykazują żadnych oznak nawrotu choroby. Czuję się dobrze. Korzystając z okazji pragnę podziękować wszystkim lekarzom, którzy uratowali mi życie. Dzięki serdeczne!".

Moja walka z rakiem piersi. Nazywam się Patrycja Ruta. W wieku 26 lat zdiagnozowano u mnie zaawansowanego raka piersi. Dziś chcę Ci opowiedzieć swoją historię walki z nowotworem, chcę żebyś usłyszała to ode mnie: Jesteś wyjątkowa, Jesteś silna, Jesteś piękna, Walcz!

Zgodnie z zaleceniami dla osoby posiadającej mutację genetyczną w maju br. poddałam się usunięciu jajników z jajowodami. Kolejno mam przyjmować tzw. kwas zolandronowy na kości, celem zapobieżenia osteoporozie i dalszych przerzutów. W trakcie przebiegu leczenia zmieniła sie moja sytuacja osobista.
\n\n moja walka z rakiem
6.9K views, 62 likes, 53 loves, 18 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Karolina -Moja Walka z Rakiem Piersi: Hej Kochani już czuć wiosnę za 6.9K views, 62 likes, 53 loves, 18 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Karolina -Moja Walka z Rakiem Piersi: Hej Kochani już czuć wiosnę za oknem 殺殺殺 Kocham Wiosnę i .